Lecim dalej.
- Rainbow Dash – mężczyzna zwrócił się do Katherine „Uczę się”, pracownicy restauracji znanej sieci o kaczo-szkocko brzmiącej nazwie.
- Przepraszam, mógłby pan sprecyzować? - poprosiła dziewczyna.
- To ten błękitny kucyk z tęczowym ogonem – odparł ze zjadliwym uśmieszkiem klient. - Myślałem, że to oczywiste.
- Najwidoczniej nie – ponuro odpowiedziała Katherine. - A dla pana?
- Rarity – odrzekł drugi mężczyzna, znacznie niższy od poprzednika. - To ten biały - dodał, widząc minę dziewczyny.
- A ja poproszę Pinkie Pie – powiedział trzeci. - To ten...
- Domyśliłam się – odrzekła oschle Katherine, pakując zabawki. Trzej koledzy dokonali transakcji (gotówka za zestawy z kucykami) i rozsiedli się wygodnie przy wolnym stoliku.
- Masz, Bastian – niski mężczyzna położył cheeseburgera na tacy swojego przyjaciela. - Wiesz, że nie przepadam za tym żarciem.
Bastian chętnie przyjął prezent od kolegi i przeżuwając bombę kaloryczną za dwa ojro, odpakowywał swoją zabawkę.
- Philipp, dlaczego wybrałeś Rarity? - zapytał swojego stałego dostawcę niezdrowej żywności. - Przecież wszyscy wiedzą, że Dasha jest najbardziej cool! - wyciągnął przed siebie rękę z figurką pegaza w dłoni i jął wyczyniać nią podniebne ewolucje. Philipp popatrzył na niego spode łba.
- Może i dla ciebie jest, ale każdy brony ma swój gust – podzielił się swymi oczywistymi przemyśleniami z resztą. - Ja lubię Rarity, Thomas woli Pinkie, Daniel...
Wyliczenia Philippa przerwał dzwonek jego telefonu. Obiecawszy Bastianowi, że kiedyś objaśni mu dokładnie wyższość jednorożców nad pegazami, odebrał słowami:
- Tak słucham, panie prezesie!
Całą dalszą rozmowę Philipp jedynie potakiwał, a mina rzedła mu z każdą chwilą coraz bardziej. Thomas i Bastian spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Twarz ich kapitana barwą pasowała obecnie do maści jego ulubionego kucyka.
- Chłopaki – zwrócił się do towarzyszy, gdy zakończył dość jednostronną rozmowę z prezesem. - Musimy natychmiast jechać na Säbener.
***
Säbener Straße pierwszy raz od wielu tygodni – a prawdę mówiąc po raz pierwszy od oficjalnej prezentacji Arjena Robbena – była zakorkowana. Piłkarze w swoich audi stali jeden za drugim, oczekując na możliwość wjazdu do prywatnego garażu w ośrodku treningowym, przeklinając przy okazji w myślach fikuśne zabezpieczenia, które ich włodarze kazali zamontować przy wjeździe. O ile urządzenie rozpoznające barwę głosu miało jakiś sens, to ciężko byłoby powiedzieć to samo o dodatkach pokroju skanera linii papilarnych, o obowiązku rozwiązania rebusu dotyczącego klubu nie wspominając. Nie trzeba zbyt wiele namysłu, by stwierdzić, że każdy kibic rozgryzłby wszystkie te zagadki.
Traf chciał, że akurat w chwili, gdy każdemu się spieszyło, rebusy zwiększyły swój poziom trudności. Dlatego kolejka samochodów nie malała – żaden piłkarz nie zaryzykowałby pozostawienia swojego wymuskanego auta na ulicy. Zbyt dobrze znali swoich fanów. Zbyt dobrze wiedzieli, do czego zdolne są fanki.
Philipp wyszedł ze swojego samochodu i udał się na sam początek kolejki.
- Co jest, nie możecie znaleźć rozwiązania? - zapytał znajomych z drużyny zgromadzonych przy urządzeniu wyglądającym jak mały bankomat.
- Wyobraź sobie, że nie – odburknął czarnoskóry piłkarz. - To jest trudne!
Philipp spojrzał na ekran i roześmiał się.
- Przymiotnik plus popularne niemieckie nazwisko. Boa, naprawdę tego nie wiesz? - spojrzał z uśmiechem na zawstydzonego kolegę.
- Gdybym wiedział, już dawno czekałbym na resztę w prezesowskim gabinecie – odparł Boateng. - Podzielisz się może swoimi spostrzeżeniami czy mamy tu czekać do jutra?
- Niedermeier - rzekł Philipp, a Boateng z błogością wymalowaną na twarzy wjechał do podziemnego garażu.
Korek na Säbener powoli malał.
***
- Dobra – Kalle zwrócił się do zgromadzonych. - Chłopcy, zebraliśmy się tu, ponieważ nastąpiła sytuacja awaryjna.
- Znowu zwolnili sekretarkę – szepnął Bastian Philippowi do ucha, ale w odpowiedzi uzyskał jedynie karcące spojrzenie.
- Nasz drogi przyjaciel i wspaniały pomocnik, Franck Ribery, zniknął – grobowym głosem oznajmił Kalle, a na sali zapanował pomruk. Po chwili większość piłkarzy zanosiła się śmiechem, rzucając od czasu do czasu coś o marokańskich pięknościach.
- CISZA! - ryknął niczym grom Uli. Nikt nie śmiał nawet pisnąć. - Francka porwano. Jako okupu żądają... - Hoeness zawahał się na chwilę – żądają mnie!
- Jakkolwiek głupio to nie brzmi, jest to prawda – dołączył się Christian. - Nie wiemy, jak do tego doszło i kto jest za to odpowiedzialny.
- Przestań opowiadać bzdury, Nerlinger – obruszył się Uli. - Dobrze wiemy, czyja to sprawka. Jose Mourinho! - wykrzyczał z wzrokiem szaleńca.
Piłkarze patrzyli na prezydenta klubu jak na profesora astrofizyki podczas wykładu o teorii bran. Kalle westchnął.
- Nie chcemy mieszać w to policji, więc sprawa musi zostać między nami. Potrzebujemy jednak was – tu dłonią wskazał na ogół zgromadzonych – aby to wyjaśnić. I w miarę możliwości odzyskać Francka. Czy są jacyś chętni? - zakończył pompatyczny występ. Nikt nie drgnął.
- Tak myślałem – mruknął. - Dajcie nam chwilę – dodał, po czym zaczął o czymś gorliwie dyskutować z Ulim oraz Nerlingerem.
Piłkarze patrzyli na siebie nawzajem, licząc, że ktoś w końcu wstanie i powie, że to spóźniony primaaprilisowy żart. W końcu przemówił Christian:
- Wraz z Ulim Hoenessem oraz Karlem-Heinzem Rummenigge postanowiliśmy, że na misję odbicia Francuza z rąk porywaczy...
- Mourinho – wtrącił Uli.
- …z rąk Mourinho – ciągnął niepewnie Nerlinger – wyznaczymy... - odchrząknął – Breno Viniciusa Rodriguesa Borgesa oraz Thomasa Müllera.
Thomas patrzył na managera ze strachem w oczach. Na twarzy Breno zagościł uśmiech – nie dlatego, że ucieszył go zaszczyt uratowania kolegi z drużyny, a dlatego, że z całego wystąpienia zrozumiał jedynie swoje imiona i nazwisko.
- Dlaczego akurat my?! - wykrzyknął zrozpaczony Thomas. - Lada moment gramy z Realem, musimy trenować!
- Śpieszę z wyjaśnieniem – odparł Hoeness. - Otóż, wyznaczyliśmy Breno – na twarzy Brazylijczyka znów zagościł szeroki uśmiech – ponieważ i tak dziewięćdziesiąt procent naszych kibiców nawet nie wie o jego istnieniu. Nie będzie afery, jeśli znowu go zabraknie na ławce rezerwowych – tu zwrócił się do Kalle. - Jeśli „Bild” znów będzie węszył, trzeba będzie podpalić jakiś śmietnik w okolicy, nie sądzisz?
- Dobrze, a dlaczego to ja mam mu towarzyszyć? - Thomas nie ustępował. Uli podszedł do niego i powiedział możliwie cicho:
- Bo jesteś inteligentny, Thomas – Müller wyprostował się z dumą. - W dodatku słyszałem, że byłeś niezłym uczniem, twój spryt i wiedza mogą się przydać, gdy będziecie torturować Mourinho – wyjaśnił Uli. Rummenigge i Nerlinger unieśli wzrok ku niebu.
- Wszystko to brzmi ładnie – przyznał Thomas – ale jak wytłumaczycie moją absencję na meczu?
- To też będzie względnie proste – rzekł Hoeness pewny swego. - Powie się mediom, że się znowu pokłóciłeś z Badstuberem czy coś.
Thomas nie wyglądał na przekonanego. Jednak wszystko wskazywało na to, że nie ma wyboru. Musi ocalić Francka, musi to zrobić dla klubu, dla przyjaciół, a także dla siebie samego. Gdyby mu się udało, stałby się bohaterem. Przynajmniej bohaterem dodatków sportowych w prasie.
- Zgadzam się – powiedział, patrząc Hoenessowi prosto w oczy. Uli uśmiechnął się do niego i wykrzyknął radośnie:
- Wiedziałem, że postąpisz słusznie! - po czym zwrócił się do pozostałych. - Dziękuję wam za przybycie i w imieniu Juppa zapraszam na jutrzejszy trening. Wy też – spojrzał na Thomasa i Breno – możecie już iść. Daję wam wolną rękę. Możecie robić, co chcecie, przyprowadźcie nam po prostu Francka całego. Jeśli nie uda się uniknąć rozlewu krwi, nie będę was winić – zakończył, jednak zauważywszy minę Kalle, szybko dodał: - Żartowałem.
- Kiepski był to żart – mruknął Nerlinger, a następnie zwrócił się do piłkarzy. - Możecie liczyć na naszą pomoc. Zrobimy, co w naszej mocy, by akcja zakończyła się sukcesem – powiedział Christian, po czym pożegnał się z chłopcami oraz kolegami z rady nadzorczej i pełen nadziei na sypialniany relaks udał się do swojego domu.
PS: Już mi jedna osoba to wytknęła, więc od razu sprostuję: fakt, że Boateng nie umiał rozwiązać zagadki, nie jest w żadnym stopniu rasistowski! Być może słabo to zaznaczyłam, ale cała grupa piłkarzy starała się mu pomóc i dopiero Lahm wykazał się znajomością byłej kadry rezerw
.