Nasza tfu!rczość

Dowolne Tematy, ale bez nabijania...

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Tuśka » 2012-04-11, 17:13

upek napisał(a):
Tuśka napisał(a):„MAMY WASZEGO SKSZYDŁOWEGO. JEŚLI CHCECIE ZOBACZYĆ FRĄKA ŻYWEGO, OCZEKUJEMY W ZAMIAN HOENESSA. KASA TEŻ SIĘ PRZYDA”.
kogo ? xD xD xD
skrzydlowego brzmi lepiej, chyba ze tak mialo byc ;P ale skoro wyciete z katalogu to blad wydaje sie nie byc zbyt logiczny ;;)

Tak, tak miało być - Element Komiczny, wiecie :-P
Szalikowcy radarowcy

Wit beyond measure is man's greatest treasure.
Tuśka
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 1106
Wiek: 32
Dołączył(a): 2007-04-24, 15:48
Lokalizacja: Łask/Breslau
Online: 26m 56s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez clay » 2012-04-11, 18:01

Tuśka napisał(a):... Na twarzy Breno zagościł uśmiech – nie dlatego, że ucieszył go zaszczyt uratowania kolegi z drużyny, a dlatego, że z całego wystąpienia zrozumiał jedynie swoje imiona i nazwisko....


Padłem ze śmiechu :D :D

Ogólnie można by się miejscami (naprawdę rzadko) do stylu i interpunkcji przyczepić, ale nie o to chyba chodzi. Fantastyczna robota.
Ostatnio edytowano 2012-04-11, 18:11 przez clay, łącznie edytowano 1 raz
clay
Bawarczyk
 
Posty: 1610
Dołączył(a): 2008-09-29, 12:23
Online: 2d 21h 10m 43s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez ironlemon » 2012-04-11, 18:07

Leżę :lol: W zasadzie śmiałbym się bardziej chyba tylko wtedy, gdyby po otrząśnięciu się z szoku wywołanego przemówieniem Uliego, piłkarze w demokratycznym głosowaniu ("nas jest więcej!") zdecydowaliby, że oddają Hoenessa porywaczowi :D
It's time to kick ass and chew bubble gum... and I'm all outta gum.
ironlemon
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 2529
Wiek: 36
Dołączył(a): 2010-01-13, 21:22
Lokalizacja: Gdańsk/Atlanta
Online: 31d 1h 27m 15s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez koval__ » 2012-04-12, 07:50

super robota Tuśka ;) fajnie się czyta przygody naszych ulubieńców ;) tak dalej!
koval__
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 577
Wiek: 41
Dołączył(a): 2009-06-11, 18:38
Lokalizacja: Jaworzno
Online: 1h 11m 55s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Tuśka » 2012-04-12, 14:19

Myślę, że po wczorajszym meczu większość kibiców chętniej widziałaby w roli porwanego Robbena niż Ribery'ego :P, ale nie zmieniałam już fabuły.

Thomas siedział wygodnie na kanapie w salonie i układał w głowie coraz to śmielsze plany na odbicie Ribery'ego z rąk szkoleniowca Królewskich. Wpatrywał się przy tym w figurkę Pinkie Pie, usiłując skupić tym samym myśli. Szło mu to naprawdę dobrze. Tak dobrze, że zaczął się zastanawiać, czy nie powinien zatrudnić się jako scenarzysta do filmów o Bondzie, zamiast robić karierę jako młoda gwiazda sportu. Szybko jednak odepchnął te myśli. „Bond już się ludziom przejadł” - argumentował - „Mogę za to pisać kryminalne opka...”
Z rozmyślań wyrwała go małżonka, która obwieściła przybycie Breno:
- Twój Watson właśnie przyszedł – powiedziała, z trudem hamując śmiech.
- Och, naprawdę Lisa, bardzo zabawne – obruszył się Thomas, lecz przez jego głowę przeleciała myśl o tym, że holmesowy image mógłby robić przyzwoite wrażenie. Otrząsnął się dopiero, gdy przed oczami ujrzał Breno.
- Ach, to ty – mruknął Thomas, niechętny koledze z drużyny. - Domyślam się, że wolałbyś, bym mówił w bardziej międzynarodowym języku? - zapytał po angielsku.
- Tak, tak byłoby lepiej – przyznał Breno. - Niemiecki mi coś nie wchodzi do głowy.
- Fakt, mieszkasz tu dopiero cztery lata – próbował dogryźć Brazylijczykowi Müller. - Usiądź sobie – zaproponował, gdy Breno nieufnie przypatrywał się Pinkie Pie w dłoni napastnika.
- Masz może już pomysł, jak rozwiązać tę sprawę? - zagaił Breno.
- Nie, Borges – odparł Thomas, co było niezgodne z prawdą. Przez noc przerobił kilkanaście scenariuszy bohaterskiego odbicia Ribery'ego. - Mogę się tak do ciebie zwracać, prawda? - Breno kiwnął głową. - To brzmi tak... 20% bardziej cool. Rozumiesz?
Breno nie sprawiał wrażenia, jakby zrozumiał intencje kolegi, ale dla własnego spokoju jeszcze raz pokiwał głową.
- Jeśli mam być szczery – zaczął ponownie Müller – to rozmyślałem nieco na temat naszej misji.
Breno gestem zakomunikował mu, by kontynuował, co młody napastnik też uczynił:
- Dzisiaj przylatują zawodnicy z Madrytu. Jutro w samo południe – Thomas wyciągnął palec wskazujący w taki sposób, jakby chciał zaznaczyć istotność tej informacji – Mourinho bierze udział w konferencji prasowej, która odbywa się na Allianz. Trzeba się będzie tam dostać i dorwać go tuż po niej.
- Po Allianz? - zdziwił się Breno.
- Nie, idioto! - wykrzyknął Thomas, choć wbrew pozorom pytanie Brazylijczyka nie było bezzasadne. Składnia Bawarczyka wszak nie wskazywała jednoznacznie, o którą „nią” chodzi. - Po konferencji! Złapiemy go, jak będzie szedł sam korytarzem, wepchniemy do jakiegoś magazynu z piłkami i wydusimy z niego wszystko!
- Na Allianz są magazyny na piłki? - pytał dalej Breno.
- Oczywiście, Borges – Thomas przez chwilę napawał się brzmieniem tych słów. - Nie zwiedzałem nigdy naszego stadionu, ale we wszystkich fanfikach tak twierdzą – Müller skrzywił się na wspomnienie, co w wyżej wymienionych opowiadaniach dzieje się najczęściej w magazynach na piłki. - A jeśli nie ma, to przecież nasze szatnie są stale otwarte.
- Tak. To ma sens – zawyrokował Breno. - Zakładamy jednak, że Mourinho będzie sam – zauważył.
- Pewnie, że będzie sam. To indywidualista. Nie chadza przecież na konferencje z Cristiano czy innym Kaką, prawda?
Breno kiwnął głową po raz trzeci.
- Przyjedź do mnie o wpół do jedenastej, Borges – rzucił Thomas. - Punkt dwunasta wdrażamy nasz plan w życie.

***

Jednym z licznych korytarzy monumentalnej Allianz Areny kroczyli dwaj mężczyźni. Z kieszeni jednego z nich wystawała pożyczona od dziadka fajka, w dłoni zaś ściskał coś różowego. Obaj szli powoli; gołym okiem było widać, że zależy im na dostojeństwie. Przez parę dni pełnili w końcu rolę prywatnych detektywów, a to zobowiązuje.
- To tutaj – Thomas Müller przystanął, po czym zaklął tak mocno, jak tylko w języku niemieckim jest to możliwe: - Kupa!
- Mówiłeś, że on zawsze chodzi sam – Breno spojrzał na towarzysza z wyrzutem.
- Bo tak miało z założenia być! - Thomas powoli tracił panowanie nad sobą. - I co teraz?!
Breno smutno patrzył na broniącego dostępu do sali konferencyjnej ochroniarza.
- Thomas, słuchaj – zaczął. - Może to nasz?
- Jasne! - wykrzyknął Müller. - To musi być jeden z naszych! - i żwawym krokiem ruszył w stronę pracownika ochrony. Ten na jego widok rzucił parę słów po hiszpańsku. Thomas uśmiechnął się niepewnie i obrócił z powrotem w stronę kolegi. - Hej, Breno! Chyba musisz popracować chwilę jako tłumacz!
- Przykro mi – odpowiedział Brazylijczyk. - Poza portugalskim i angielskim umiem jedynie przedstawić się po niemiecku. I znam kilka łacińskich sentencji.
- Przecież portugalski i hiszpański brzmią podobnie! - zezłościł się Müller.
- Chyba dla laika! - obruszył się Breno.
- Czyli dobrze rozumiem? - zaczął spokojnie Thomas. - Nie przetłumaczysz mi ani słówka?
- Przykro mi – powtórzył Breno. Wtem młody Niemiec zacytował znienacka Archimedesa:
- Eureka!
- Nie opanowałem jeszcze telepatii – przypomniał Brazylijczyk.
- Słucham? - zapytał Thomas.
- Chyba wpadłeś na jakiś pomysł. Rozwiń go, proszę.
- Ach, no tak. No tak... - Müller na chwilę się zamyślił, po czym rzekł rezolutnie do kolegi: - Patrz i ucz się, Borges.
Thomas podszedł ponownie do ochroniarza. W tym samym czasie trener Realu wyszedł z sali konferencyjnej i skierował swe genialne w każdym calu kroki w głąb korytarza. Na ten widok Thomas jeszcze bardziej się ożywił.
- Przepraszam pana najmocniej – zwrócił się do ochroniarza po angielsku. - Mam pilną sprawę do pana Mourinho. Czy mógłby mnie pan przepuścić? - zapytał się, modląc się w duchu, by tym razem plan wypalił.
Tak też się stało – ochroniarz znał angielski.
- A kim pan jest? - zapytał. Thomas wyrzucił z siebie pierwsze, co przyszło mu na myśl:
- Chłopcem do podawania piłek – wzdrygnął się nieznacznie na samo wspomnienie. - Pan Mourinho ma podpisać jedną z nich, będzie ona przeznaczona na aukcję charytatywną.
Ochroniarz przybrał srogą minę, a słowa Gandalfa Szarego zawisły na moment w powietrzu, gdy nagle Thomas usłyszał z ust osobistego goryla Jose:
- Taaak, przypominam sobie. Słynny z ciebie podawacz piłek, co? - mrugnął do Thomasa porozumiewawczo. - Tylko gdzie masz tę piłkę?
- Właśnie po nią mamy iść – wyjaśnił naprędce Müller i gestem zawołał Breno do siebie. - Ja i kolega. Idziemy po pana Mourinho, a potem wspólnie do magazynku po autografy.
Ochroniarz rozważył przez chwilę słowa chłopaka, po czym przepuścił go z uśmiechem.
- Obyście zebrali dużo forsy za tę piłkę! - rzucił, gdy Thomas wraz z Breno go wymijali.
Müller również uśmiechnął się promiennie do ochroniarza i pospieszył w stronę oddalającego się trenera Realu.

- I to był ten twój genialny plan? - zapytał zawiedziony Breno, gdy odeszli na wystarczająco dużą odległość, by ochroniarz ich nie podsłuchał. - Zagadać do niego po angielsku?
- A i owszem! - odparł dumny z siebie Thomas.
- A wcześniej rozmawiałeś z nim po niemiecku, tak?
- Nie, on sam zaczął do mnie hablać - odparł Thomas, a widząc minę kolegi dodał: - Przestraszyłem się!
- Ciszej – mruknął Breno. - Zobacz, jak już blisko jesteśmy.
Istotnie, Mourinho był dosłownie parę kroków przed dwójką detektywów. Müller rozkazał Breno, aby ten złapał trenera od tyłu, podczas gdy on sam będzie rozglądał się za składzikiem z piłkami – element planu, który przećwiczyli tyle razy, że nie miał prawa się nie udać. Jak jednak powszechnie wiadomo, rzeczy niemające prawa się nie udać, zwykle się nie udają.
Brazylijczyk pewnym chwytem złapał Mourinho za szyję, wykręcając mu jednocześnie lewą rękę pod zupełnie nieanatomicznym kątem. Szkoleniowiec zawył boleśnie.
- Nie próbuj z nami żadnych sztuczek, Jose – podejrzanie niskim głosem oznajmił Müller, rozglądając się jednocześnie w poszukiwaniu upragnionego magazynu. Mourinho tymczasem siłował się z Breno.
- Szybciej, dłużej nie dam rady go trzymać – ponaglił kolegę Brazylijczyk. Thomas otwierał wszystkie drzwi w okolicy, jednak za żadnymi z nich nie krył się posępny magazynek z piłkami. Ostatecznie zrezygnowany Breno resztką sił staranował najbliższe drzwi, prowadzące, jak się okazało, do męskiej toalety.
- Przykro mi, Thomas – powiedział. - Może innym razem wyjdzie nam ze składzikiem.
Rad-nierad, Thomas Müller wszedł za parą szamoczących się mężczyzn i zamknął za sobą zmaltretowane drzwi. Breno mocniej przytrzymał trenera, sycząc mu do ucha niecenzuralne zwroty po portugalsku. Mourinho aż się wykrzywił, słysząc słownictwo niedoszłego reprezentanta Canarinhos.
- Okej, Jose – zaczął Müller.
- Nie przypominam sobie, chłopcze, abyśmy byli na „ty” - odparł pewnie Mourinho.
- Bronimy się, ha? - prychnął Thomas, stwierdziwszy jednak, że brzmiało to zbyt w stylu Tommy'ego Wiseau, powrócił do swojego naturalnego głosu. - Dobrze wiesz, o co nam chodzi! - wykrzyknął buńczucznie. - Trenerze – dodał.
- Nie, dzieciaki, pojęcia nie mam – szczerze odrzekł Mourinho. - Ale chętnie się dowiem. Jesteście z Bayernu, prawda?
- Nie odwracaj kota ogonem! - krzyknął Thomas. - Trenerze. Stoisz za porwaniem naszego prawego skrzydłowego, Francka Ribery'ego! - ryknął oskarżycielskim tonem. Oczy portugalskiego szkoleniowca zrobiły się wielkie jak spodki, zaś jego brwi postanowiły rozpocząć żywot alpinisty i wdrapywały się w wyższe partie czoła.
- Powtórz, bo chyba nie zrozumiałem – poprosił. - Gdybym chciał w Realu Ribery'ego, to bym go po prostu kupił – dodał, podkreślając ostatnie słowo.
- Porwałeś nam pomocnika kilka dni przed ważnym meczem. Trenerze. I wysłałeś list z pogróżkami, w którym to domagałeś się jako okupu prezydenta naszego klubu. Trenerze. Właściwie, po co ja to wszystko mówię? - rzucił w przestrzeń Müller.
- Chyba po to, by brzmiało profesjonalnie – stwierdził Breno.
- Masz rację, Borges – odpowiedział Thomas. - Słucham, jaka jest twoja linia obrony? Trenerze.
Brwi Mourinho już decydowały się na zdobycie potylicy, gdy nagle Thomas doznał olśnienia. „To było naprawdę głupie” - pomyślał. Gestem nakazał Breno, by ten puścił Portugalczyka. Podszedł powoli do trenera i z przymilnym uśmiechem zaczął otrzepywać jego ubranie.
- Brawo, panie Mourinho, brawo! - szczebiotał. - Właśnie zdał pan test, który przygotowała UEFA.
Brwi Jose, które dopiero co wróciły na niziny, ponownie wybrały się na szczyty ciemienia.
- Przed półfinałami każdy z trenerów miał zostać wystawiony na próbę – wyjaśnił Müller. - Próbę cierpliwości. Zdał pan ją z wyróżnieniem! Stwierdzam to po fakcie, że zarówno ja, jak i mój szanowny kolega jeszcze żyjemy – kontynuował Thomas, nadal szczerząc zęby. - Jestem okropnie ciekaw, cóż takiego wymyślił Özil, by nastraszyć nam Heynckesa! - Müller zaśmiał się serdecznie, po czym zwrócił się do Breno: - Na nas już pora, Borges. Do widzenia, panie trenerze! To był zaszczyt wkręcać taką osobistość jak pan! - Thomas skłonił się. - Co złego to nie my! - rzucił na odchodne i pociągnął za sobą Breno. Piłkarze pobiegli szybko korytarzem, póki do Mourinho nie doszło na dobre, co przed chwilą przeżył. Gdy byli już w samochodzie Thomasa, Breno wydukał:
- Co to było?
- Nie rozumiesz? - Thomas przyjrzał się koledze. - To nie on! To naprawdę nie był on!
- Masz jakiś dowód?
- Czy ja wiem? - Müller wzruszył ramionami. - Intuicję.
Breno westchnął. Szef nie będzie z nich zadowolony.
- W takim razie, kto mógł porwać nam Francka? - chciał wiedzieć Brazylijczyk.
- Ktoś, kto bardzo nie lubi Hoenessa – odpowiedział Thomas.
- A konkretniej?
- Borges, mam ci zrobić listę ludzi, którym Uli zaszedł za skórę i którzy najchętniej posadziliby go na palu? - prychnął Müller. - Może lepiej wypunktuję osoby, które naszego pana prezesa lubią?
Breno zamilkł. Wiedział, że to nie był jego dobry dzień.
Szalikowcy radarowcy

Wit beyond measure is man's greatest treasure.
Tuśka
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 1106
Wiek: 32
Dołączył(a): 2007-04-24, 15:48
Lokalizacja: Łask/Breslau
Online: 26m 56s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Olszesky » 2012-04-12, 14:34

zaczalem czytac, ale po minucie dalem sobie spokoj. beznadzieja.
Scholli napisał(a):Olszesky zawsze ma rację - nawet jak jej nie ma
Olszesky
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 3445
Wiek: 36
Dołączył(a): 2005-12-18, 13:03
Online: 5h 1m 11s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez ironlemon » 2012-04-12, 17:11

Proponuję zrobić osobne opowiadanie o losach brwi Mourinho! To zbyt dobry temat, żeby go nie rozwinąć!
It's time to kick ass and chew bubble gum... and I'm all outta gum.
ironlemon
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 2529
Wiek: 36
Dołączył(a): 2010-01-13, 21:22
Lokalizacja: Gdańsk/Atlanta
Online: 31d 1h 27m 15s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Scholli » 2012-04-12, 18:02

skuszony pozytywnymi głosami i zaintrygowany oceną Olszesky'ego postanowiłem przeczytać i powiem tak: fantazja/pomysły są, ale nie idzie za tym polot literacki, czyta się to ciężko, wszystko to jakieś takie niezgrabne, przekombinowane i przesadzone (szczególnie w kwestii przymiotników - wygląda to tak, że prawie zawsze chcesz na siłę każdemu, nawet najmniej istotnemu, rzeczownikowi dodać opis/cechy - po co to?)... najwyraźniej w Twojej głowie wszystko jest świetnie (może aż za ;) ) ale nie potrafisz tego w przystępny sposób zaprezentować :) albo mówiąc inaczej: za dużo w tym Pinkie a za mało Twilight i Rarity ;)
I don't discriminate, I hate everyone
____________________
Obrazek
Scholli
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 6331
Wiek: 40
Dołączył(a): 2005-06-14, 23:38
Lokalizacja: Bydgoszcz
Online: 0s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Tuśka » 2012-04-13, 11:43

Kończmy to zatem:

Müller prowadził auto prosto pod ośrodek treningowy. Po drodze przekonywał Breno, że koniecznie muszą się dowiedzieć, jaki jest związek między Hoenessem a Riberym. Nawet jeśli prawda miała być okrutna.
Po rozwiązaniu rebusu (wyjątkowo dziś prostego: pantera z tytułem mistrza i przekreślona litera „n”), zaparkowaniu samochodu prostopadle tyłem i dzikim rajdzie po piętrach i korytarzach budynku przy Säbener, dwaj piłkarze stanęli przed drzwiami do gabinetu Uliego Hoenessa.
- Ty pukasz, ja mówię – zakomenderował Müller, a Breno wystukał na drewnianych drzwiach morsem literę „s”.
Z gabinetu doszło do nich prezesowskie (czy raczej: prezydenckie) „Proszę!”.
Weszli niepewnie, lecz na widok roześmianej twarzy Hoenessa Thomasowi przybyło odwagi.
- Dzień dobry, panie prezydencie – zaczął. - Mamy do pana sprawę.
- Tak, Thomas, słucham – odparł Uli i wskazał piłkarzom dwa fotele. - Czyżby wasza misja dobiegła nareszcie końca?
- Nie całkiem – odrzekł Müller, a twarz włodarza spochmurniała. - Musimy ustalić jeszcze parę... szczegółów.
- Zatem słucham – zupełnie poważnie odpowiedział Uli. - Mówiliśmy, że jesteśmy w pełni do waszej dyspozycji.
- Pozwoli pan, że nie będę owijał w bawełnę – ciągnął Müller. - Czy jest coś, co w jakiś specjalny sposób łączyło pana z Riberym?
Uli zawahał się, po czym odrzekł:
- Nie. Moje kontakty z Franckiem nie były ściślejsze niż z tobą czy Breno, jeśli wiesz, o czym mówię – odchrząknął.
- Szkoda – Müller zrobił smutną minę. - Bo jesteśmy z Borgesem przekonani, iż sprawa dotyczy bezpośrednio pana i Ribery'ego, ale nie potrafimy znaleźć wspólnego mianownika.
- Byliście u Mourinho? - Hoeness zmienił temat. Thomas przełknął nerwowo ślinę.
- Byliśmy – odparł. - To nie on za tym stoi. Poddawaliśmy go torturom i nic nie wyśpiewał.
- Torturom? - brwi Hoenessa również zapragnęły zwiedzać wyższe rejony czaszki. W jego przypadku nie miały się jednak czego uczepić i szybko zjechały na swoje miejsce. - Ach tak, coś wspominałem na zgromadzeniu o torturowaniu, ale nie myślałem, że weźmiecie to sobie do serca – twarz Hoenessa nagle wypogodniała, jakby przypomniał sobie coś miłego. - Dobra, Thomas, przyznaję. Jestem z Franckiem blisko.
- Jak, ekhm, blisko? - dopytywał Müller.
- Bardzo – odpowiedział Uli. - Na stopie biznesowej, oczywiście – dodał pospiesznie.
- Biznesowej? - zdziwił się Thomas, odczuwając jednocześnie niejaką ulgę na myśl o żonie prezydenta oraz Wahibie.
- Tak – kontynuował Uli. - Dwa tygodnie temu podpisaliśmy wspólnie kontrakt na otwarcie spółki. Hoeness und Ribery – nakreślił w powietrzu linię. - Najlepsi w Bawarii wytwórcy kiełbasek.
Thomas ledwo powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem. Opanował się jednak w porę, by zadać kolejne pytanie:
- Ale dlaczego akurat Franck?
- Zrozum, Thomas – rozpoczął Hoeness ojcowskim tonem. - Gdybym zaproponował spółke któremuś z was, nie miałbym gwarancji, że nie robicie tego tylko po to, by móc się najeść moimi wyrobami do syta, podtuczając przy okazji rodzinę. W przypadku Francka nie ma takiego niebezpieczeństwa.
- Dlaczego? - zdziwił się Thomas.
- To proste – odparł Uli. - Franck jest muzułmaninem, prawda? A z czego głównie robi się kiełbaski?
- Z wieprzowiny – mruknął Müller. - Rozumiem, Franck się nie ima stworzeń nieczystych, a my, w sensie innowiercy, bylibyśmy łasi na porządną wieprzową parówę. Ale o tej spółce wiedział tylko pan i Franck, racja?
Hoeness popatrzył na niego smutno. Sięgnął ręką do szuflady, pogrzebał w niej trochę i wyciągnął gazetę.
- „Rzeźnictwo dla wytrwałych” - odcyfrował. - Przejdź na piętnastą stronę.
Thomas przekartkował magazyn. Na rzeczonej stronie widniał spory artykuł na temat wewnątrzbawarskiej mięsnej kooperacji.
- No to mamy problem – oznajmił. - Nie ma pan jakichś podejrzeń, który kolega po fachu mógłby szarpnąć się na porwanie pańskiego wspólnika?
Hoeness rzucił mu piorunujące spojrzenie:
- Thomas, twoje insynuacje są niedorzeczne! - krzyknął.
- Natomiast hipoteza stawiająca jako porywacza Mourinho już nie? - odgryzł się Thomas, ale czując, że z taką osobistością nie powinien sobie folgować, szybko dodał: - Panie prezesie, musimy wiedzieć wszystko. Czy ma pan w Norymberdze jakiegoś wroga?
Uli zamyślił się na chwilę, po czym szepnął:
- Werner...
- Kto taki? - dopytywał się Müller.
- Werner Christoph Weiss i jego małżonka, Irene – rzekł Hoeness. - Jakiś czas temu odmówiłem im współpracy. Ale to niemożliwe, by porwali nam Francka... - mówił, gdy Thomas wraz z Breno wstali z miejsc.
- W tej sprawie niemożliwe staje się prawdziwe – rzucił wyświechtanym sloganem Müller. - Dziękujemy, panie Hoeness. Jutro Franck zagra w meczu z Realem – zapewnił napastnik, po czym opuścił gabinet.

***

Całą drogę do domu Breno, Thomas tłumaczył koledze, o czym rozmawiał z Hoenessem. Breno początkowo był bardzo rozbawiony historią o kiełbasianej wojnie, ale gdy Müller przypomniał mu, że mimo wszystko chodzi o porwanie ważnego zawodnika z ich drużyny, natychmiast spoważniał. Nie odzywał się, dopóki nie dojechali do celu.
Na miejscu Thomas zagaił rozmowę:
- Okej, pokaż mi te swoje cacka.
Breno zaprowadził kolegę do niewielkiej komórki za domem. Gdy Thomas wszedł do środka, jego oczom ukazał się asortyment rodem z koncertów Rammsteina.
- Wow – wydusił z siebie. - Naprawdę to lubisz, prawda?
Breno kiwnął z uśmiechem głową i zaczął wybierać broń. Ze swojej kolekcji zdecydował się na dwa średnie miotacze ognia. Thomasowi podał niewielki pistolet.
- To zapalniczka – wyjaśnił. - Ale przerobiony z oryginalnego Colta, więc możesz nim straszyć. To jak, ruszamy?
- Ruszamy – potwierdził Thomas. Obaj wsiedli do samochodu z duszą na ramieniu.

***

Werner Christoph Weiss pozytywnie ocenił poniedziałkowy ubój. Tusze były solidnie skrwawione, o dobrej jakości mięsie. Na samą myśl o tej szynce ciekła mu ślina. A już myślał, że po latach pracy w garmażerii udało mu się zapanować nad tym stereotypowym, pawłowskim odruchem.
Już miał zamykać rzeźnię, gdy nagle przy drzwiach zobaczył człowieka. Nie przypominał sobie, by miał w kadrze Latynosa, więc zapytał, nie siląc się na konwenanse:
- Czego pan tu chce?
- Odzyskać zgubę – usłyszał głos za swoimi plecami, po czym poczuł chłodną lufę pistoletu przy potylicy. Serce zaczęło mu mocniej bić. „Nie” - myślał - „To niemożliwe”.
Ale, jak dowiódł Thomas wcześniej, tu niemożliwe stawało się prawdziwe.
- Gdzie jest Franck? - ktoś za jego plecami zdawał się niecierpliwić.
- Nic wam nie powiem! - krzyknął Werner. - Miał tu przyjść Hoeness!
- Nie chcesz współpracować? - usłyszał zawiedziony głos, po czym rozkaz po angielsku: - Borges, urządźmy sobie tu małego grilla!
Latynos jak na zawołanie wyciągnął zza pleców broń, wycelował ją w wiszące tuszki i nacisnął spust. Z luf wyleciały potężne strumienie ognia, w kilka chwil pokrywając skórę nieżywych świnek węglową warstwą.
Werner patrzył na to z przerażeniem, jednak postanowił nie zdradzać, gdzie przetrzymuje zakładnika. Będzie stawiał opór, dopóki nie pojawi się Hoeness. Napastnik stojący z tyłu, gdy usłyszał to oświadczenie, mocno się zdenerwował.
- Fire at will, Breno! - krzyknął.
Breno, połechtany faktem, że kolega zwrócił się do niego po imieniu, radośnie przypiekał kolejne tusze. Werner był zrozpaczony.
- Dlaczego nie chciał kooperować ze mną? - jęczał. - Byłbym świetnym kompanem, gdyby tylko chciał.
- Och, zamknij się – warknął mu do ucha napastnik, nadal trzymając pistolet przy potylicy Wernera.
Dwaj detektywi mieli całą akcję dokładnie zaplanowaną. I, jak to w takich akcjach bywa, wydarzyła się rzecz kompletnie spoza planu. Breno w akcie radosnej dewastacji nieopatrznie podpalił wiszące przy ścianie ubrania pracowników. Płomień szybko rozprzestrzeniał się po materiale, połykając kolejne fartuchy i przeżuwając powoli kalosze.
Werner, widząc pożogę, usiłował się wyrwać z uścisku Thomasa.
- Nie tak szybko – wykrzyknął ten ostatni. - Gdzie jest Franck?
- Ja nie chcę, puść mnie! - szarpał się Weiss.
Breno odrzucił miotacze ognia i spojrzał bezradnie na Müllera. - Borges, gaśnice masz z lewej! Spróbuj to ugasić, a ja w tym czasie zabiorę stąd Francka! - Thomas zakomenderował, po czym zwrócił się jeszcze raz do przedsiębiorcy: - Gdzie jest Franck?!
- Zostaw mnie! - wrzasnął Werner.
- GDZIE JEST FRANCK?! - ryknął Thomas.
Breno dzielnie próbował ugasić ogień, jednak ten rozprzestrzeniał się zbyt szybko. Weiss wyrwał się Thomasowi z rąk i ruszył w kierunku drzwi.
Breno natychmiast rzucił gaśnicę i podciął Wernera w taki sposób, że nie powstydziłby się tego żaden rasowy obrońca. Nawet ten z rodowodem.
Thomas uniósł kciuk do góry i uśmiechnął się w stronę wspólnika. Złapał Weissa za koszulę i szarpnął do góry.
- Ostatni raz się pytam – powiedział grzecznym tonem. - Gdzie jest Franck?
Werner wyciągnął z kieszeni spodni klucze i wręczył je Thomasowi.
- Z drugiej strony budynku są drzwi do mojego gabinetu.
- I tam jest Franck, tak?
- Nie, w moim gabinecie musisz wejść do łazienki.
- Aha, i tam go znajdę?
- Nie, koło toalety są drzwi do schowka.
Thomas patrzył na Weissa pytająco.
- Tam go znajdziesz – dokończył Werner. - Mogę już iść?
Müller roześmiał się trenowanym tak długo śmiechem złego charakteru.
- Nie ma mowy, Weiss – wycedził. - Idziesz tam ze mną.
- A pożar? - zmartwił się Werner.
- A pożar zostawmy Breno. On ma w tym doświadczenie, możesz mi wierzyć.

***

Z opisanego przez Wernera schowka dochodził ponury, basowy śpiew. Franck Ribery po raz googolplex mruczał pod nosem: „Nobody knows the trouble I've seen”, pociągając co chwilę nosem. Wtem drzwiczki otworzyły się szeroko.
- Franck! - wykrzyknął rozradowany Thomas Müller. - Jak dobrze cię widzieć całego!
- Thomas...? - zaczął niepewnie Francuz. - Uratowałeś mnie! Merci beaucoup, stary druhu! - uwiesił się młodemu napastnikowi na szyi. Z niechęcią spojrzał na Wernera.
- Mam nadzieję, że dosięgnie cię la main de la justice! - rzucił porywaczowi prosto w twarz.
Cała trójka wyszła na zewnątrz, gdzie czekał na nich umorusany, ale zadowolony Breno.
- Borges, opanowałeś żywioł?! - rzucił z radością Thomas.
- Opanowałem, drogi Sherlocku – Breno mrugnął porozumiewawczo do Müllera. - Proszę – wręczył mu fajkę i figurkę Pinkie Pie. - Musiało ci wypaść podczas szarpaniny.
- Dzięki, Borges – odpowiedział z uśmiechem Thomas. - Jesteś naprawdę dobrym kumplem, Breno – dodał, po czym uścisnął mu dłoń.

***

W ciepłe sierpniowe popołudnie Thomas Müller spacerował wzdłuż padoku. Jego małżonka startowała w kolejnych zawodach, natomiast on korzystał z ostatnich dni przed rozpoczęciem nowego sezonu, magazynując siły, by ten okazał się przynajmniej w połowie tak dobry jak poprzedni.
Wtem spostrzegł mocno oblężone przez ludzi stoisko. Czując charakterystyczny ucisk w żołądku, zdecydował się na kupienie czegoś do przekąszenia.
Przy stoisku z grillem zaobserwował dobrze znaną twarz.
- Czego sobie życzysz, Thomas? - usłyszał.
- Currywurst z grilla – odpowiedział. - Jak najlepszą poproszę - dodał. Przyglądał się Breno podczas pracy nad kiełbaską. Widać było, że lubi to robić i spełnia się w swojej pracy. Kątem oka dostrzegł opakowanie po mięsie z widocznym napisem: „Hoeness-Weiss”. Tak, Borges dobrze wybrał. Właśnie ta kiełbasa była najlepsza.


Muzyka, napisy...

Danke wszystkim za czytanie i komcie. Niechaj Bóg Liściasty będzie z Wami :D

PS: Zdaję sobie sprawę, że każde dzieUo powinno przeleżakować parę tygodni w szufladzie (czy raczej: na dysku twardym) przed publikacją, ale koniecznie chciałam to wrzucić, zanim wszyscy zapomną, że w ogóle graliśmy z Realem :-P
Szalikowcy radarowcy

Wit beyond measure is man's greatest treasure.
Tuśka
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 1106
Wiek: 32
Dołączył(a): 2007-04-24, 15:48
Lokalizacja: Łask/Breslau
Online: 26m 56s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez ironlemon » 2012-04-13, 13:10

Cały wątek Breno jako piromana/kryptofana Rammsteina/sprzedawcy kiełbasek to najlepszy motyw z całości :mrgreen: Feuer frei!

"Franck się nie ima stworzeń nieczystych" - czy tylko ja widzę w tym wręcz perwersyjną ironię? :lol:
ironlemon
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 2529
Wiek: 36
Dołączył(a): 2010-01-13, 21:22
Lokalizacja: Gdańsk/Atlanta
Online: 31d 1h 27m 15s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Huzar89 » 2012-05-06, 14:54

Kolejny nowy track ode mnie :)

Tamten post musiałem usunąć, bo dopisywało do starego ;)

http://www.youtube.com/watch?v=vrDjPxsVsOo
Goalkeepers are crazy
Huzar89
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 792
Wiek: 34
Dołączył(a): 2006-12-29, 22:54
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój
Online: 0s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Ane24 » 2012-05-23, 21:53

Tuśka -> nieźle się uśmiałam z Breno:) Pomysł naprawdę dobry. Nie masz więcej takich opek?:)
Obrazek
Ane24
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 54
Wiek: 28
Dołączył(a): 2010-07-31, 17:53
Online: 1m 58s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Tuśka » 2012-05-23, 22:03

Ane24 napisał(a):Tuśka -> nieźle się uśmiałam z Breno:) Pomysł naprawdę dobry. Nie masz więcej takich opek?:)


Mam opko w planach na wakacje, ale do tego muszę zrobić porządny risercz :mrgreen:. Jeśli mi nie wyjdzie tragiczne, to pewnie się podzielę.
Szalikowcy radarowcy

Wit beyond measure is man's greatest treasure.
Tuśka
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 1106
Wiek: 32
Dołączył(a): 2007-04-24, 15:48
Lokalizacja: Łask/Breslau
Online: 26m 56s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez Huzar89 » 2012-07-13, 14:35

Goalkeepers are crazy
Huzar89
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 792
Wiek: 34
Dołączył(a): 2006-12-29, 22:54
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój
Online: 0s

Re: Nasza tfu!rczość

Postprzez olek » 2012-07-17, 01:25

Z nowym layoutem i nowymi chęciami wracam do regularnego pisania po czteromiesięcznej przerwie. Serdecznie zapraszam!

http://dojednejbramki.blogspot.com/
olek
Bawarczyk
Avatar użytkownika
 
Posty: 2787
Dołączył(a): 2005-04-06, 21:54
Online: 0s

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hyde Park

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości