Nie znalazłam podobnego tematu, a z tego co widzę, sporo osób tutaj ma zapędy poetyckie (i nie tylko), więc dzielcie się swoim talentem.
Ekhm, ekhm, oto moje dzieła:
(zacznę od wierszy o zabarwieniu politycznym, które namiętnie tworzyłam rok temu)
"Polski Sejm"
Polska, Warszawa, ul.Wiejska,
a na niej nasz biały gmach.
W środku ludzi tłum,
którzy robią ciągle BUM BUM (strasznie ambitny i głęboki rym, wiem)
Część męska to sami przystojniacy,
którzy nie umywają się od ciężkiej pracy.
Ciągle harują jak woły,
jak lepperowe bawoły.
Dość bólu w tej Polsce już było,
ale się jeszcze nie skończyło.
Kochamy Marcinkiewicza
i, oczywiście, Cimoszewicza.
Uwielbiamy Millera
i ubóstwiamy Leppera.
I Krzyczymy my:
DOŚĆ TYCH GIER
DOŚĆ GIER TYCH!
Na Wiejską jeżdżą limuzyną
ze swoją nową dziewczyną
otwierają tam z nia wino
i jedzą lody Bambino.
Kochamy naszych posłów
wcale nie przypominających osłów.
Idziemy za nimi przy nodze,
bo to są nasze wodze!
(o Cimoszewiczu)
"Białowieski żubr"
Gdzieś, daleko, w Bialowieży,
gdzie jest pelno dzikich zwierzy,
w samym sercu puszczy dumnej,
mieści dom się, a nie trumna.
Mieszka w nim, wraz z żubrow gromadką,
Cimuś, który dla nich jest matką.
Tak wspaniale opiekuje się nimi,
a najbardziej kocha żubrzycę Mimi.
Pan ten, o ktorym w wierszu jest mowa,
startował w wyborach jako Sejmu glowa,
bo byl marszalkiem. III Rzeczpospolita
kochala go bardzo, jak banany Chiquita.
Niestety, komisja śledcza go dorwałą,
o oświadczenia majątkowe Cimka pytała.
On sądził, że zapomniał - ja mu wierzę.
To tak dawno było, ze dziury mial w papierze.
Po tym niemiłym incydencie,
jakim bylo wyjście z posiedzenia,
w najmniej oczekiwanym momencie
(bo miał coś ważnego do załatwienia),
Kasia płacze, Jola gdacze,
Nałęcz po poduchach skacze.
Cimek się wycofał,
bo za bardzo żubry kochal.
Gdzieś, daleko w Białowieży,
gdzie jest pełno dzikich zwierzy,
Cimoszewicz w łózku leży
i nikomu się nie zwierzy.
"Rakieta Romana" (ze specjalną dedykacją dla Stefana Niesiolowskiego i Marka Jurka)
Romek odpalił rakietę,
potwierdzil to nawet Stefek
Niesiołowski - senator
Platformy - Terminator
polityczny. Jak coś powie, to już powie.
Każdy o tym wie,
że Stefan ma niezłą gadkę.
Ale, wracając do Romana - jego matkę
ugryzł komar. Wkurzony Romek
miał ochotę zburzyć domek.
Nie zrobił tego, ale
obrazil Jurka. Myślal, że wspaniale
mu to wyszlo. Niestety, Jurek
i Stefek, którym Romek zalazł za skórę,
poczuli się obrażeni.
W końcu obaj byli w ZChN-ie.
A Roman coś brzydkiego o tej partii powiedział,
kiedy Maruś stał, a Stefcio siedział.
Niesiołowski, znany ze swego ostrego języka,
w programie Lisa Romkowi rzekł, by nie fikał,
bo Stefek jest w opozycji,
a kiedy nie ma koalicji,
to opozycja silniejsza niż
jakikowiek pakt -"azaliż
pakt jest silny" - Romek rzekł.
Wtedy na sali wybuchł gromki śmiech.
Kaliszowi aż tłuszcz zatrząsł się
ze śmiechu. Dorn powiedzial, że Rysio jest ble.
Taka komedia wynikła z jednej rakiety.
Niech Roman lepiej robi kotlety...
'Krzyż Zesłańców Sybiru'
PiS, jako konserwatyści,
czyli tacy anty-komunisci,
mówili wobec i wszem,
że nie chcą być z Jaruzelem.
'Jaruzelski jest be' -
- oświadczył ludziom Jarek,
ale brat na przekór bratu,
by pokazać całemu światu,
że on jest tolerancyjny,
wykonał gest wręcz dziwny...
Wojtkowi - temu od stanu wojennego
wręczył coś bardzo fajnego.
Co? Jak to - Krzyż Zesłańców Sybiru.
Chyba nikt nie rozumie politycznego wiru...
Prezes Kancelarii Prezydenta,
zaświadczył, ze Lechu nie pamieta,
żeby podpisywał się
pod 'Jaruzelskim Wojciechem'.
Naród oburzony: "czy on nie czyta
tego, co podpisuje? Istny troglodyta
z tego naszego Kaczora.
Czy on wszystkich wkłada do jednego wora?
I komuchów, i opozycję?
Ja mógł przyjąć tą propozycję?"
Naród się piekli,
wszyscy są wściekli/
Tylko Jaruzel zadowolony,
bo znów zawital na salony...
EDIT:
Lecz dnia następnego,
Jaruzel rzekł: 'Lechu, mój kolego...
Wiem, że dobrze chciałeś
i mi order dałeś.
Lecz, wiesz, tentego,
ja przyczyniłem się do stanu wojennego'.
Na to Kaczor: 'Wiem, lecz po kolacji,
brałem udział w małej libacji.
I po połówce, a nawet dwóch,
złapalem się mocno za brzuch
i podpisałem legitymację.
A to wszystko przez libację!'.
Jaruzel oddał medal swój,
by zachować twarz, niczym dobry wuj.
Ale ludzie nie zapomną tego,
że Kaczor i Jaruzel, to pomyłki wieku dwudziestego.
(i poemat przepełniony smutkiem i żalem po odejściu Metzeldera do Realu pisany na lekcji języka polskiego podczas przerabiania "Z głową na karabinie" Baczyńskiego - stąd też podobieństwo rymów i niektórych słów)
"Z ręką w nocniku"
Nocą płaczę, jak coraz bliżej
Krzysio Metzelder wkracza w mroczny krąg.
A ja Krzycia lubię szczerze
za Airwavesów cudną woń*.
Jego przecież patriotyzm szeroki,
Dortmund to jego dom gładki
i miękkil; żółto-czarne pasy
były dla niego niczym majtasy.
Krąg Realowy jak widmo krąży.
David i Raul kroją kapustę,
nad Krzyciem czarna dziura ciąży,
pochłania go hiszpańska pustka.
Wszystkiemu winna jest laska:
uroda, spryt i młodość.
Krzysztof Hiszpance zrobił bobaska
i stał się ojcem narodu.
Krąg Realu się ciągle rozcina,
przecina nadzieję. Davidzie! Nożowniku!
Krzysztof wraz ze swoją rodziną
obudzi się z ręką w nocniku.
Cały sezon na rezerwowych ławce
przesiedzi nasz Metzelder,
nocnikiem zacznie rzucać w latawce,
zrobi się gruby jak serdel.
Bo to jego życiowa porażka,
tchórzostwo do Madrytu go niosło.
Umrze sportowo, a ja go kochałam
airwavesową miłością.
*Christoph reklamuje Airwavesy
CDN.