OMG, zapytałam znajomego pismaka sportowego i macie odpowiedź
godną Radka Lubora:
"Jedną z wad ukochanej przez mnie siatkówki jest to, że najwyższe władze w tej dyscyplinie sportu wymyślają co roku coraz to nowe regulaminy i formaty rozgrywek, które w swoim skomplikowaniu, niesprawiedliwości, wewnętrznych sprzecznościach i urąganiu logice ustępują tylko umysłom osób, które te zasady tworzą. Pół biedy, gdyby ta labilność i samowolka były jawne i szczerze przyznane, ale te same władze co roku obiecują, że ich nowy, lepszy system skutecznie zastąpi stare, niesprawdzone rozwiązania na wieki wieków amen. Z tym że 365 dni później następuje ta sama wolta w stosunku do rozwiązania idealnego, które jednak po upływie czasu okazuje się mniej idealne, niż przypuszczano. Tak już urok sportu, w którym niepodzielnie panują stare, spróchniałe korpusy urzednicze, usilnie promujące na zawodowych sędziów półamatorów z Dominikany i Meksyku, których największych sukcesem w arbitrażu siatkarskim jest wdrapanie się na słupek sędziowski wraz z pokaźnym bandziochem i niezlecenie z niego za sprawą bezlitosnej siły grawitacji.
Ale do rzeczy. Kolega pisał, że system jest nielogiczny. Ależ oczywiście, że jest! Tylko na swój, środowiskowy, siatkarski sposób. I już wyjaśniam, w czym rzecz. System rozgrywek z włoskich MŚ 2010 siatkarzy został z góry na dół oszczany przez niemal wszystkich kibicow tego żałosnego i pozbawionego zasad moralnych widowiska (i jest do dnia dzisiejszego, zasłużenie), zhańbionego przez 1000 i sto faz grupowych tego turnieju, coraz to mniejszych i mniejszych, służyących jedynie temu, by najmocniejsi rywale Włochów w drodze do tytułu mistrza świata wykruszyli sie jak najwczesniej (taki los spotkał Polaków, którzy w nagrodę za dobrą postawę w pierwszej fazie otrzymali w kolejnej Brazylię i Bułgarię, czyli pierwszy i trzeci zespół MŚ 2006, LOL, i odpadli w niemocy i wstydzie), a sami Italiańcy trafiali na jak najsłabszych rywali i mieli utorowaną dróżkę do czołowej czwórki turnieju, gdzie zresztą zaszli. Organizatorzy kolejnego mundialu w siatce, czyli Polacy, postawili sobie za cel honoru stworzenie takiego systemu gry, który będzie nieco mnie bezczelnie promował gospodarzy niż ten poprzedni, a jednoczesnie mógłby zostać zareklamowany jako "najlepszy z możliwych", "wzorowany na piłkarskich MŚ w Niemczech" (i wszyscy fani Bayernu robią zbiorowe: LOL) i "właściwie idealny" (czy ja tego przypadkiem nie pisałem w poprzednim akapicie?).
Jako że napisałem na ten temat artykuł na swój portal, to nie będę się rozdrabniał, tylko Was do niego odeślę (klikajcie, minionki, klikajcie )
http://www.sportowefakty.pl/siatkarskie ... wiata-2014" target="_blank" target="_blank" target="_blank" target="_blank" target="_blank
Przejdę od razu do najbardziej problematycznego punktu, czyli trzeciej fazy grupowej. Jak wyczytaliście, pewnie miejsce w grupach G i H mieli zwycięzcy wcześniejszej fazy, czyli Brazyli i Francja, tak się też stało. Ale kiedy spojrzycie na artykuł i na stan faktyczny po wiejskiej, plastikowej żenadzie na kółkach, którą było losowanie tej trzeciej fazy, powiecie: tu się nic nie zgadza! Brazylia powinna grać w Katowicach z drugim i trzecim zespołem grup E i F, a zagra w Łodzi z dwiema ekipami z miejsc drugich! Autor jest mendą, która nie doczytała regulaminu! Wyjaśniam: autor może jest mendą, ale jeszcze większymi są ludzie, którzy W DNIU LOSOWANIA zrezygnowali z ustalonych wcześniej zasad, przez co Brazylia i Francja początkowo nie były przydzielone do żadnego z miast, a pozostałe 4 zespoły dolosowano z jednego koszyka. Czy już pisałem wczesniej o żenadzie na kółkach? Ok, przechodzę dalej. Jeden z przepisów systemu gry zakładał, że grupa, w której swoje mecze rozegra Polska, będzie umiejscowiona w łódzkiej Atlas Arenie. Dlaczego? Prosta sprawa - taką umowę z miastem i halą podpisał Polski Związek Piłki Siatkowej jakieś dwa lata temu, podobnie jak Wrocław zagwarantował sobie mecze Polaków w pierwszej fazie grupowej MŚ mimo braku spełnienia obietnicy powiększenia trybun w Hali Stulecia (no co zrobisz? nic nie zrobisz). To oznaczało, że po tym, jak tzw. pan sierotka wyciągnął podczas losowania kuleczkę z napisem POLAND, która dołączyła do zestawu z Brazylią, wiadomo było, że Kanarkowi będą musieli pakować bambetle i przenosić się z Katowic (gdzie tkwili od początku turnieju) do Łodzi. Jak się domyślacie, byli i są z tego powodu mocno niepocieszeni. Podobnie jak Rosjanie, którzy słusznie zauważyli, że powinni mieć z z racji drugiego miejsca w grupie F handicap w postaci uniknięcia Brazylii, z którą mierzyli się wcześniej i przegrali srodze. Słowem, efekt jest taki, że wszyscy są (cenzura), w tym Polacy.
(cenzura) polskiej części kibiców wynika nie tylko z faktu, że władowaliśmy się na ostatniej prostej przed półfinałami na wielką Brazylię i jeszcze większą Rosję, dwóch głównych kandydatów do finału. Sam system, choć będący strasznym bałaganem myślowym i kompromisem między interesami miast gospodarzy, FIVB a polskim związkiem siatkarskim, który chciał główne multiplikować wpływy z bilecików i tantiem marketingowych, jest nieco uczciwszy niż poprzedni, ale też promuje gospodarza. Najpierw relatywnie łatwa grupa, gdzie najpowazniejszy rywal, Serbia, zesrał się ze strachu na widok 60 tysięcy ludzi na Stadionie Narodowym, potem uniknięcie Brazylii i Rosji w kolejnej fazie i "skazanie się" na boje z Iranem, USA i Francją, którzy to rywale nie są w czapki wyjęci, ale mimo wszystko dawali większe szanse na miejsce w czołowej 6-tce, które było celem namber łan pana Antigi i jego grupy. No ale okazało się, że chytry dwa razy traci i przez to gawiedź kibicowska już wymachuje białymi chusteczkami, żegnając medal MŚ dla Polski. Bywa, nie?
Jako że interesuję się jako tako piłką, ale nie chcę tutaj wchodzić w polemiki z zażartymi fanami zespołu z Muenchen, którzy pewnie wraz z Hefajstosem wykuwali pierwsze mistrzowskie tarcze dla Bayernu, podrzucę inny wątek do dyskusji i szybko czmycham na z góry upatrzone pozycje w Spodku: żenadę na kółkach, czyli losowanie. Sami powiedzcie: czy w piłce nożnej byłaby możliwa sytuacja, w której organizator imprezy ogłasza, że jest ono tajne dla mediów i zostanie przeprowadzone za zamkniętymi drzwiami, jeno w obecności federacyjnych oficjeli? Szczęściem jest, że brać dziennikarska i kibicowska, której tolerancja myślowej popeliny w siatkówce wyczerpała się w tym momencie, ośmieszyła wszelkimi możliwymi kanałami to jawne przyzwolenie na szwindel, dzięki czemu trzy godziny po ogłoszeniu pierwszej decyzji uznano, że jednak wpuści się na losowanie dziennikarza jako "przyjaciół siatkówki", a dwie godziny po tej informacji uznano, że sama procedura będzie łaskawie transmitowana na telebimach w hali. I w kodowanej telewizji Polsat Sport, ale o tym już wolę nie pisać, bo i tak już dużo napier... No własnie. Biedna Tuśka, jak ona to wszystko skopiuje?
Mam nadzieję, że pomogłem, w razie czego Tuśka będzie mi nadsyłałą inne Wasze pytania"